Autor Wiadomość
anette
PostWysłany: Pon 19:56, 16 Cze 2008    Temat postu:

A ja Wam tekst o.Jana Góry z tegorocznego Lednickiego Spotkania:

Jan W. Góra OP
Przyjaźń to miłość


Człowiek nie może iść przez życie sam. Ma dwie podstawowe potrzeby, które niezaspokojone
przyprawiają go o śmierć. Są to potrzeba obcowania z niebem i z duszą drugiego
człowieka. Człowiek stworzony jest, by być z innymi. Ogromny potencjał serca każdego człowieka
w naturalny sposób pragnie być dzielony z innymi. Człowiek musi żyć dla kogoś, nie
dla siebie. Gdy żyje tylko dla siebie marnieje.
Bóg też nie zostawił człowieka samego. Zawarł z nim przymierze, zaprzyjaźnił się i jest
wierny tej przyjaźni. Pragnie ostatecznego dobra dla człowieka. W Chrystusie podniósł człowieka
do godności dziecka Bożego. Sam Pan Jezus powiedział, że nie nazywa nas sługami,
ale przyjaciółmi, ponieważ objawił nam wszystko, co usłyszał od Ojca. To znaczy, że nie ma
przed nami tajemnic, że powiedział nam wszystko o sobie i o miłości. Pragnie, abyśmy nawiązali
z Nim nie tylko znajomość, ale właśnie przyjaźń. W zasadzie to On uczy nas prawdziwej
przyjaźni. Bo przyjaźń to jest pragnienie dobra dla kogoś szczególnego i wybranego. Ale
jest to takie pragnienie i takiego dobra, które jest prawdziwe i trwałe. Dobra, które nigdy nie
przeminie, takiego jak wykształcenie, miłość, życie wieczne czy łaska Boża. Takiego dobra,
którego nie zabierze burza ani wiatr, wojna ani zły człowiek.
Jezus nie ma przed nami tajemnic, ale powiedział nam wszystko, co usłyszał od Ojca.
Wyznanie Jezusa, Jego zaufanie do nas stwarza nas na nowo do nowej wielkości przyjaźni
z Nim. Jezus się nam zwierzył, a przez to powierzył się naszym sercom i uczynił nas swoimi
powiernikami. To sprawia, że dorastamy do tajemnicy, którą nam powierzył i ofi arował.
Jezus stał się naszym najlepszym przyjacielem, ponieważ ukochał nas najbardziej i samego
siebie za nas wydał, abyśmy mieli życie wieczne. Cały był dla nas, nie dla siebie i nauczył
nas, co to znaczy być dla drugich. Jezus nadal pragnie przyjaźnić się z nami i czeka na nas,
a by ofi arować nam siebie. My odwzajemniamy Mu to Jego czekanie i również czekamy na
Niego. Pragniemy przebywać razem, ze sobą rozmawiać, dla siebie żyć. Z Jezusem trzeba
serdecznie i szczerze rozmawiać.
Podobnie jest między ludźmi. Nikt nie chce żyć tylko dla siebie. W najgłębszych pokładach
serca, każdy pragnie żyć dla drugich. Nikt nie chce być sam, bo wie, że takie życie tylko
dla samego siebie jest bez sensu. Nawet żyjąc samemu, żyjemy dla innych, szukamy tych
innych, aby żyć dla nich.
Gwałtowne uczucia, jakie popychają nas ku drugim, w ramiona drugich są piękne i mocne,
chociaż nie zawsze bezpieczne. Temperatura uczuć i ich wielka siła nie zawsze budują,
potrafi ą niekiedy zniszczyć. Dlatego trzeba używać rozumu, aby pragnienie dobra dla drugiego,
było prawdziwym pragnieniem i by dotyczyło prawdziwego dobra. To dopiero jest miłość
prawdziwa. Chodzi o to, ażeby burza uczuć nie zniszczyła ani mnie ani drugiego. Nie można
uczuciami lekkomyślnie się bawić. Za uczucia swoje i drugich trzeba nauczyć się ponosić
odpowiedzialność.
Dlatego refleksja jest w przyjaźni niezwykle ważna, aby gwałtowność i temperatura uczuć
nie zniszczyły ani mnie, ani drugiego człowieka. Nie można rozpalać tak wielkiego ognia,
nad którym potem nikt nie może zapanować. Może to zabawne i dowcipne, ale nierozsądne,
a ostatecznie niemądre. Chociaż wielu w ten sposób się zabawia, pragnie używać świata.
Wielu młodych nie panując nad uczuciami i emocjami zrobiło sobie krzywdę, straciło zdrowie
i życie. Uczucia są potężnym materiałem wybuchowym, który winien być inteligentnie użyty.
Nie można jednak bawić się cierpieniem drugich.
Temperatura serca winna służyć dobru własnemu i drugich rozumianemu dalekodystansowo.
Nie tylko rozkosznej krótkiej chwili, która roztrwoni potencjał serca bez gromadzenia
żadnego kapitału na przyszłość, na życie, na wzrost i rozwój osobisty. Przyjaźń to prawdziwe
dobro dla drugiego. A zatem czy jestem zdolny do tego by obdarzyć kogoś przyjaźnią? Czy
stać mnie na to, ażeby być dla drugich mądrze, bez wykorzystywania ich emocjonalnego?
Czy dorosłem już do postawy służby innym, bez względu na okoliczności? Czy jestem już
prawdziwym człowiekiem i chrześcijaninem, żołnierzem Chrystusa - który nie przyszedł, aby
mu służono, ale przyszedł służyć innym?
Basiek
PostWysłany: Pon 16:39, 16 Cze 2008    Temat postu:

Kasiu piękne to, naprawdę. Większość można odnieść do przyjaźni.

W szczególności bardzo podoba mi się zakończenie.

...ale tak się zastanawiam, że ludzie upraszczają sprawę co do miłości. Patrzą przez pryzmat ona-on. Kurka, a przecież nie jest to jedyna relacja miłości w naszym życiu. a takie relacje rodzice-dziecko, przyjaciele, rodzeństwo. Zeby tworzyć jakiś związek musi być jakaś podstawa.
Czy nie kochając rodziców, lub innych ludzi, umie się kochać swą żonę, czy męża?


Naprawdę, coś pięknego:

" pozwolić Bogu
kochać tego, którego ty w sposób wolny
decydujesz się kochać!"
kathy_r
PostWysłany: Pon 9:05, 16 Cze 2008    Temat postu:

A ja chciałabym przytoczyć Wam pewien wiersz Michaela Quista...
wielu z nas zastanawia się czym jest milość, jak ją mamy zrozumieć, jaka jest wogóle jej definicja...

"O miłości..."
Bo miłość mój drogi to:

To chcieć czynić drugiego wolnym, a nie uwodzić go,
to uwolnić go z jego więzów, jeśli pozostawał więźniem,
Aby on także mógł powiedzieć: "kocham ciebie",
nie będąc do tego zmuszonym nieposkromionymi pragnieniami.

Kochać to wejść do drugiego, jeśli otwiera tobie
bramy swego tajemniczego ogrodu, po drugiej
stronie okrężnych dróg, kwiatów i owoców
zrywanych na skarpie,
Tam, gdzie zadziwiony potrafisz wyksztusić: to
"ty", moje kochanie, ty jesteś moją jedyną...

Kochać to chcieć ze wszystkich sił dobra drugiej
osoby nawet z pominięciem siebie, to czynić
wszystko, by ona wzrastała i rozwijała się
Stając się z każdym dniem człowiekiem jakim
być powinna a nie takim, jakiego chciałbyś ukształtować
według swoich marzeń.

Kochać to ofiarować swoje ciało, a nie zabierać
ciała drugiej osoby, lecz przyjąć je gdy daje siebie,
To skoncentrować siebie i wzbogacić, aby
ofiarować ukochanej całe swoje życie skupione w
ramionach twojego "ja", co znaczy więcej niż
tysiące pieszczot i szalonych uścisków,

Kochać to ofiarować siebie drugiej osobie, nawet
jeśli ona przez moment się wzbrania
To dawać nie licząc tego, co inny ci daje,
płacąc bardzo drogo, nie domagając się zwrotu.

Największa miłość wreszcie to przebaczyć, gdy
ukochana niestety odchodzi, usiłując oddać
innym to, co przyrzekła tobie.

Kochać to zastawić stół, aby przy nim zasiadł twój
gość i nie sądzić, że możesz obejść się bez niego,
Ponieważ pozbawiony żywności, jaką on ci przynosi,
na twoje świąteczne przyjęcie nie postawisz
dań królewskich lecz tylko suchy chleb biedaka.

Kochać to wierzyć drugiej osobie i ufać jej,
wierzyć w jej ukryte siły, w życie które posiada,
jakiekolwiek byłyby kamienie do usunięcia dla
wyrównania drogi.

To zdecydować się rozsądnie i odważnie wyruszyć na
drogi czasu, nie na sto, tysiąc czy dziesięć
tysięcy dni, ale na pielgrzymkę, która się nie skończy,
bo jest pielgrzymką, która trwać będzie ZAWSZE.

Powinienem ci to powiedzieć, aby oczyścić twe
marzenia, że kochać to zgodzić się na cierpienie,
śmierć sobie samemu, aby żyć i ożywiać,
Ponieważ tylko ten, kto może bez bólu zapomnieć
o sobie dla drugiego, może wyrzec się życia dla
siebie tak, żeby nie umarło w nim cokolwiek z niego.

Kochać wreszcie to jest to wszystko, o czym
powiedziano i jeszcze więcej,
Bo kochać to otworzyć się na nieskończoną MIŁOŚĆ,
to pozwolić się kochać, być przejrzystym
wobec tej MIŁOŚĆI, która zawszę w porę.

To jest, o wzniosła Przygodo, pozwolić Bogu
kochać tego, którego ty w sposób wolny
decydujesz się kochać!"

Michael Quist

I co o nim sądzicie?? Smile
Basiek
PostWysłany: Pią 23:10, 13 Cze 2008    Temat postu:

Basia nie tworzy nowego tematu, bo dopiero teraz odpisuje Very Happy

Jacku, ale wciąż zostaje bez odpowiedzi co to jest przyjaźń?
Mówisz, że najpierw przyjaźń, a potem miłośc.

Czytałam "miłośc i odpowiedzialnośc" i książka ta jest ciężka, ale i tak nie oddaje istoty pytania:/
Mówi o podmiotowości i relacjach, nie rozgałęzia.
A miłośc nie występuje tylko między kobietą i mężczyzną.
Jacek
PostWysłany: Śro 18:08, 11 Cze 2008    Temat postu:

Widzę, że Basia nie tworzy nowego tematu Jezyk, więc się wypowiem tutaj.

Wg mnie (i myślę że tak jest) przyjaźń to forma miłości. Przecież mowa o miłości bliźniego.
Czy oddzielać miłość wzajemną kobiety i mężczyzny w związku? Różnie to bywa. Jedni uważają, że miedzy kobietą i meżczyzną nie może być przyjaźni. Jednak mi się wydaje, że jeśli w związku nie ma przyjażni, to brakuje "czegoś" i to czegoś waznego. Tak jak napisałem- przyjaźń to forma miłości. Jeśli w związku kobiety i męzczyzny pojawia się miłość, to powinna się również pojawić przyjażń.

Idealnie jest gdy przyjaźń jest najpierw, a później rozwija się miłość typowa dla związku kobiety z mężczyzną.
Tę kwestię chyba bardzo dobrze opisuje książka "Miłość i odpowiedzialność", bo są tam poruszone różne formy miłości, a przede wszystkim miłość między kobietą i mężczyzną.
maciupa
PostWysłany: Śro 17:38, 11 Cze 2008    Temat postu:

Basiek napisał:

CZYM RÓŻNI SIĘ MOŁOŚĆ OD PRZYJAŹNI?

.


Hmm.. zastanawiałem sie nad tym i tak sobie pomyślałem - mamy jakiś związek z osobą X i osobą Y. I na podstawie określonych cech 'szufladkujemy ' ten związek do szufladki miłość lub przyjaźń - co oznacza że możemy zaszufladkować do szufladki miłość I szufladki przyjaźń

Określiliśmy związek na postawie pewnych cech - wybór tych cech nie jest jednoznaczny dla każdego - dlatego różne będą nasze definicje Przyjaźni i Miłości

I jeszcze jedno , szufladkowanie związku miedzy X a Y jest jest już pewnym odzwierciedlaniem rzeczywistości. Tzn to jak określanie czy kolor czerwony jest jasny a czy zielony jest ciemny.
emi
PostWysłany: Śro 12:49, 11 Cze 2008    Temat postu:

Dla Ciebie Basiu Wesoly:

http://majka1304.wrzuta.pl/audio/fqgdk2mNcK/marek_grechuta_-_niepewnosc

lub w wersji nowszej nieco:

http://www.wrzuta.pl/audio/A8HxQbFjOR/michal_zebrowski_katarzyna_stankiewicz_-_niepewnosc
Jacek
PostWysłany: Pon 21:31, 09 Cze 2008    Temat postu:

stwórz nowy temat Mruga

Cytat:
CZYM RÓŻNI SIĘ MOŁOŚĆ OD PRZYJAŹNI?


nie mam pojęcia...
tyle co wiem to co to przyjaźń ale to drugie to nie kojarzę Mruga
Basiek
PostWysłany: Pon 10:41, 09 Cze 2008    Temat postu:

Nie będe zakładała nowego tematu, bo i po co robić syf, a myślę, że moje pytanie można podpiąć pod tą tematykę.

CZYM RÓŻNI SIĘ MOŁOŚĆ OD PRZYJAŹNI?

Nie wiem czy i Wy tak macie, ale ja lubię mieć granice i początli, logiczne wytłumaczenia, moge bez tego żyć, ale wciąż mnie to nurtuje.
A więc takie pytanie właśnie. Czy przyjaźń to nie to samo co miłość? Która koncepcja miłości, przyjaźni jest prawdziwa?
Czy one współgrają ze sobą, a co za tym idzie można używać tych słów zamiennie, czy to zupełnie odmienne pojęcia i wartości?
Czy to są wartości subiektywne, czy obiektywne?
Czy kurka mam szukać odpowiedzi? Czy jest to matematyczna nieskończoność?

Dlaczego takie pytania mam?
A dlatego...bo czyż milość to nie to samo co przyjaźń, a przyjaźń to nie to samo co miłość. Czy można mieć przyjaciela i nie kochać go? A czy można kogoś kochać i nie nazwać go przyjacielem?

Chyba zrobiłam z jednego pytania, pytań kilka

naprawde mnie to nurtuje, a kolejne koncepcje poglębiają rozpad każdej następnej koncepcji.
skaven
PostWysłany: Śro 1:25, 20 Lut 2008    Temat postu:

Dzięki Asiu Wesoly

AsiaPe napisał:

- nie ma miłości bez wzajemności. Miłość zakłada wzajemność, bo inaczej jest jedynie altruizmem lub heroizmem. Jeśli mówimy o miłości partnerskiej (nie np rodzicielskiej, lub do ojczyzny)

- jeśli mamy kochać na wzór Bożej miłości, to zakładamy równość w różności, wtedy możliwe jest pełne wzajemne obdarowywanie Wesoly

- jeśli kochać będzie tylko jedna osoba, to będzie albo masochistą, albo paranoikiem, albo nieszczęśliwie zaangażowaną osobą. Miłość caritas-miłosierdzie, dobroczynność i jeszcze miłość rodzicielska jest tu wyjątkiem (choć ona później dojrzewa i przekształca się, ale chyba nigdy nie jest związkiem partnerskim). Sami rozumiecie, to nie jest partnerstwo, jak w Trójcy Świętej. Nawet przyjaźń jest rodzajem miłości partnerskiej.


W relacji Bóg-człowiek mówimy o miłości rodzicielskiej - czyli może nie być wzajemności, tak ?

Kto by chciał być nieszczęśliwie zaangażowany ? Czyli, jeśli dobrze rozumiem, jeśli chodzi o normalną, dojrzałą miłość partnerską to po pierwsze szuka się jej raczej tam, gdzie jest większa szansa na wzajemność a po drugie jak się związek rozleci to sama miłość też musi wkrótce umrzeć, bo wszystko opiera się na obustronnych korzyściach ?

Sorry, jeśli sformułowania są mniej delikatne niż powinny...

AsiaPe napisał:

A tak z innej beczki, strasznie lubię dyskutować na tego typu tematy przy piwie, winie soczku... po prostu w fajnym towarzystwie Jezyk


Podoba mi się ta inspirująca myśl Very Happy

AsiaPe napisał:

Druga zasada to to, że tylko kochająca siebie osoba potrafi naprawdę - dojrzale i trwale pokochać drugą osobę. Jeśli ktoś siebie akceptuje, umie o siebie zadbać, jest za siebie odpowiedzialny, to potrafi zastosować to samo wobec innych osób. Widzę to i u siebie (w miarę, jak Bóg mnie uzdrawia) i w mojej pracy zawodowej


Ale z kolei kochać naprawdę można się nauczyć tylko "na innych ludziach" ?

AsiaPe napisał:

Gdyby np rodzina (mąż, żona i dziecko) była w niebezpieczeństwie, np płonąłby dom, to mąż powinien najpierw uratować żonę, a potem, jak się uda żonę. (...). O co tu chodzi, na czym polega wybór: Wybieramy zawsze większe dobro. Dobro, jakie widzimy w perspektywie.


Świetnie, że zwróciłaś na to uwagę Wesoly. Jeszcze nie dawno sam bym na to postawił, ale chyba nie zawsze jest tak prosto - znalazłem ostatnio w KKK :

Cytat:

1753 Dobra intencja (np. pomoc bliźniemu) nie czyni ani dobrym, ani słusznym zachowania, które samo w sobie jest nieuporządkowane (jak kłamstwo czy oszczerstwo). Cel nie uświęca środków. Nie można więc usprawiedliwić skazania niewinnego jako uprawnionego środka dla ratowania narodu. Przeciwnie, dodatkowa zła intencja (jak próżna chwała) czyni złym czyn, który sam z siebie może być dobry (np. jałmużna).


czyli może czasem lepiej patrzyć jak umiera cały naród (sic!) siedząc z założonymi rękoma zamiast ubrudzić je sobie niewinną krwią jednej osoby... Ale to chyba inny temat...
AsiaPe
PostWysłany: Czw 23:23, 14 Lut 2008    Temat postu:

Jeżeli chodzi o stawianie dobra czyjegoś ponad swoje własne, to przychodzi mi do głowy kilka zasad, które słyszałam w różnych miejscach, ale wydają mi się analogiczne.
A tak z innej beczki, strasznie lubię dyskutować na tego typu tematy przy piwie, winie soczku... po prostu w fajnym towarzystwie Jezyk

Pierwsza to zasada z PO i BHP w samolotach. Wcale nie taka banalna.
W czasie katastrofy czy czegoś podobnego najpierw zakładamy maskę tlenową sobie, a potem osobie bliskiej, dziecku czy komukolwiek innemu. Powód: tylko żywy możesz pomóc innym.

Druga zasada to to, że tylko kochająca siebie osoba potrafi naprawdę - dojrzale i trwale pokochać drugą osobę. Jeśli ktoś siebie akceptuje, umie o siebie zadbać, jest za siebie odpowiedzialny, to potrafi zastosować to samo wobec innych osób. Widzę to i u siebie (w miarę, jak Bóg mnie uzdrawia) i w mojej pracy zawodowej

Kolejna zasada: Na kursie, jeszcze wtedy "Jak chodzić ze sobą" usłyszałam coś, co mnie niesamowicie zastanowiło, ale ma to sens.
Gdyby np rodzina (mąż, żona i dziecko) była w niebezpieczeństwie, np płonąłby dom, to mąż powinien najpierw uratować żonę, a potem, jak się uda żonę. I ma to źródło w sakramencie małżeństwa, który łączy kobietę i mężczyznę w JEDNO, a taka więź nie łączy już dziecka z rodzicami czy odwrotnie. Poza tym, ta para może mieć jeszcze wiele dzieci, a tak pozostałoby jedno z małżonków bez tej drugiej połowy JEDNEGO (rozdarcie). O co tu chodzi, na czym polega wybór: Wybieramy zawsze większe dobro. Dobro, jakie widzimy w perspektywie.

Powiem Wam, że jak tak zaczęłam o tym wszystkim myśleć, to głowa robi się mała. Niezłego klina zabili Misia i Skaven
AsiaPe
PostWysłany: Czw 22:28, 14 Lut 2008    Temat postu:

Wzajemność to dla mnie niesamowicie ważna sprawa. Ale tak obiektywnie rzecz biorąc. Z tego, co wnioskuję z moich niegdysiejszych długich dyskusji filozoficznoegzystencjalnych, wiedzy psychologicznej, zdrowego rozsądku i kilku mądrych książek i rekolekcji w tym temacie:

- nie ma miłości bez wzajemności. Miłość zakłada wzajemność, bo inaczej jest jedynie altruizmem lub heroizmem. Jeśli mówimy o miłości partnerskiej (nie np rodzicielskiej, lub do ojczyzny)

- jeśli mamy kochać na wzór Bożej miłości, to zakładamy równość w różności, wtedy możliwe jest pełne wzajemne obdarowywanie Wesoly

- jeśli kochać będzie tylko jedna osoba, to będzie albo masochistą, albo paranoikiem, albo nieszczęśliwie zaangażowaną osobą. Miłość caritas-miłosierdzie, dobroczynność i jeszcze miłość rodzicielska jest tu wyjątkiem (choć ona później dojrzewa i przekształca się, ale chyba nigdy nie jest związkiem partnerskim). Sami rozumiecie, to nie jest partnerstwo, jak w Trójcy Świętej. Nawet przyjaźń jest rodzajem miłości partnerskiej.

To tak w skrócie wzajemności.
skaven
PostWysłany: Śro 1:29, 13 Lut 2008    Temat postu:

Zajrzałem do księgi, o której Emilia wspomniała :

Cytat:

7. O jak piękna jesteś, jakże wdzięczna, umiłowana, pełna rozkoszy !
8. Postać twoja wysmukła jak palma, a piersi twe jak grona winne.
9. Rzekłem: wespnę się na palmę, pochwycę gałązki jej owocem brzemienne. Tak ! Piersi twe niech mi będą jako grona winne, a tchnienie twe jak zapach jabłek.
10. Usta twoje jak wino wyborne, które spływa mi po podniebieniu, zwilżając wargi i zęby.
PnP 7,7-10


no i domyślam się już, jakiego rodzaju najskrytsze pragnienia miał Janek na myśli

WojciAch napisał:

a co rozumiesz przez wzajemność ?


Nic szczególnego... Słyszałem, że "człowiek potrzebuje miłości". Owca fajnie napisała:

owca napisał:
...ale chyba najważniejsze i najpiękniejsze to właśnie być sobą przy tej drugiej osobie i świadomość, że jest sie kochanym takim jakim się jest.


i zastanawiałem się, jak się ma podążanie za pragnieniem (potrzebą) miłości do [nie]szukania swego. Ktoś tam w tym przytoczonym fragmencie z Pieśni nad Pieśniami czegoś chyba jednak szuka ? Wink
skaven
PostWysłany: Śro 1:28, 13 Lut 2008    Temat postu:

WojciAch napisał:

skaven napisał:
Czy stawianie dobra czyjegoś ponad swoje nie przeciwstawia się przykazaniu "kochaj bliźniego swego jak siebie samego" ?

Pytanie jest takie czy to postawienie wyżej czyjegoś dobra nie będize ze szkodą dla tego który je wyżej stawia.
Czy pytanie skierowane jest w tą stronę ?:
Kod:
1J 3,16 „Po tym poznaliśmy miłość, że On oddał za nas życie swoje. My także winniśmy oddać życie za braci.”



Chyba w tę stronę. Utratę życia raczej uznajemy za szkodę - czyli winniśmy jednak ponosić tego typu szkody ?

WojciAch napisał:

skaven napisał:
Czy można za przyjaciół swoich oddać swoje życie wieczne ?

a czy mozesz komuś dać/przekazać/oddać jakiś dar duchowy ?


Nie o to chodzi - nawet talentu do śpiewania nie możesz nikomu oddać Wink. Myślałem raczej o sytuacji analogicznej do poświęcenia swojego życia doczesnego dla dobra bliźnich. Nawet gdyby poświęcenie dla przyjaciela życia wiecznego było niewykonalne, to czy gotowość do uczynienia tego nie powinna zostać uznana za największe osiągnięcie w miłości ?
WojciAch
PostWysłany: Wto 10:37, 12 Lut 2008    Temat postu:

Cześć Mikołaj (bądź rozpoznawalny w stopce)

skaven napisał:
Czy nie szukająca swego miłość ma prawo pragnąć wzajemności ?

a co rozumiesz przez wzajemność ?
skaven napisał:
Czy stawianie dobra czyjegoś ponad swoje nie przeciwstawia się przykazaniu "kochaj bliźniego swego jak siebie samego" ?

Pytanie jest takie czy to postawienie wyżej czyjegoś dobra nie będize ze szkodą dla tego który je wyżej stawia.
Czy pytanie skierowane jest w tą stronę ?:
Kod:
1J 3,16 „Po tym poznaliśmy miłość, że On oddał za nas życie swoje. My także winniśmy oddać życie za braci.”

skaven napisał:
Jeśli sensem miłości jest oddanie siebie, to kto ma chcieć otrzymywać ?

Czy jedno wyklucza drugie ? czy wykluczając otrzymywanie nie bylibyśmy w pewein sposób pyszni ?
skaven napisał:
Czy można za przyjaciół swoich oddać swoje życie wieczne ?

a czy mozesz komuś dać/przekazać/oddać jakiś dar duchowy ?
skaven
PostWysłany: Wto 1:57, 12 Lut 2008    Temat postu:

Czy nie szukająca swego miłość ma prawo pragnąć wzajemności ?

Czy stawianie dobra czyjegoś ponad swoje nie przeciwstawia się przykazaniu "kochaj bliźniego swego jak siebie samego" ?

Jeśli sensem miłości jest oddanie siebie, to kto ma chcieć otrzymywać ?

Czy można za przyjaciół swoich oddać swoje życie wieczne ?
emi
PostWysłany: Wto 18:20, 05 Lut 2008    Temat postu:

eee... tam, wcale nie musi Mruga
"jak zachwyca jak nie zachwyca" Smutny
zamiast poezji, z którą miewamy problem,
WojciAch napisał:

poezja - zawsze miałem z tym problem (może poza paroma wierszami Wesoly )

ja wybieram konkret:
"Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich." (J 15, 13)
Czy ktokolwiek mógłby pomyśleć o czymś podobnym?!!! Wesoly
janheski
PostWysłany: Wto 14:07, 05 Lut 2008    Temat postu:

No bo to zdanie to poezja, a nie definicja. Trzeba je rozumieć tak jak autor miał na myśli ;] Hehehehe :)

"Każde dziecko musi wiedzieć, co poeta chciał powiedzieć" ;]
emi
PostWysłany: Wto 12:01, 05 Lut 2008    Temat postu:

i tak sobie jeszcze myślę, że na dobrą sprawę można by i mieć zastrzeżenia co do "chcę" Zawiera się w nim jakaś konieczność, wyraża się za jego pomocą żądze, a to mi wcale nie pasuje do natury Ojca, który działa bardzo delikatnie i pozostawia nam zawsze wybór Wesoly

jednym słowem to zdanie mnie nie przekonuje, choć wydaje mi się, że rozumiem Twoje rozumienie Janku... tzn. że Bóg odpowiada na nasze myśli, nie pozostaje wobec nich obojętny, wysłuchuje nas i jeśli jest to zgodne z Jego wolą to rzeczywiście czyni, jak myślimy Wesoly
emi
PostWysłany: Wto 11:36, 05 Lut 2008    Temat postu:

Dobrze Janku dokończyłeś zdanie,
tylko dla mnie problemem nie jest słowo: "chce", ale druga część zdania "to co my myślimy", a my niestety często nie myślimy dobrze i Bóg wcale nie działa po naszej myśli... (przekonałam się o tym na własnej skórze, choć w moim przekonaniu w moich marzeniach nie było nic złego, ale nawet nie o to chodzi, bo On pokazuje mi, że ma dla mnie duużo lepszy plan Wesoly chwała mu za to!!! a że pragnie dla nas dobra to nie ulega wątpliwości Razz
janheski
PostWysłany: Pon 23:16, 04 Lut 2008    Temat postu:

Emi, czy ja dobrze zrozumiałem co chciałaś powiedzieć(?):

Czy dobrze dokańczam zdanie?:
"Bóg nas kocha, to znaczy że... chce zrobić to co my myślimy"

Jeśli tak, to ja nadal uparcie przy swoim zdaniu pozostaje:
jeśli rozumieć jako 'powinien Bóg tak zrobić' to się nie zgadzam, tak jak Ty.
Jeśli rozumieć jako 'chce Bóg tak zrobić' to się zgadzam. Bóg chce naszego dobra i oczywiście nie zrobi nic co by nam zaszkodziło, ale poza tym... :-)
emi
PostWysłany: Pon 22:30, 04 Lut 2008    Temat postu:

A mnie się to zdanie nie podoba... i to bardzo, zakrawa o egoizm, poezja ma to do siebie, że dopuszcza wiele interpretacji..
a dlaczego mi sie nie podoba?
Biorąc na logikę: Bóg nas kocha, tzn. że... i z tym się chyba większość z nas nie zgodzi.

Pofilozofować zawsze można.. ale po co wymyślać definicje miłości, skoro już ją mamy... W Piśmie Świętym nie brak jej opisu (Pieśń nad Pieśniami, cytowany wyżej list do Koryntian to niektóre z nich Wesoly
WojciAch
PostWysłany: Pon 12:07, 04 Lut 2008    Temat postu:

janheski napisał:
tylko trzeba je czytać jako poezję, a nie jako definicję Wesoly

poezja - zawsze miałem z tym problem (może poza paroma wierszami Wesoly )
janheski
PostWysłany: Pon 12:02, 04 Lut 2008    Temat postu:

A mnie się to zdanie podoba, tylko trzeba je czytać jako poezję, a nie jako definicję :)

Cytat:
jak sie kogoś kocha to chce się robić tak jak ta druga osoba myśli


Przykład: "Jak kocham Boga, to chcę spełnić jego pragnienia, myśli".

Jak się czyta to zdanie w sensie 'powinienem' to wychodzi strasznie:
"Jak kogoś kocham, to powinienem robić tak jak ta osoba sobie pomyśli".
Takie myślenie powoduje, że muszę się dawać manipulować, a ta osoba ma pokusę mną manipulować.

Ale jak się czyta to zdanie w sensie 'chcę', to brzmi pięknie:
"Jak kogoś kocham, to chcę spełnić nawet najskrytsze tej osoby pragnienia".
WojciAch
PostWysłany: Nie 22:29, 03 Lut 2008    Temat postu:

nie zgadzam sie z definicją nr 1 Wesoly (przypadek gdy druga osoba myśli źle to przeciez nie bede robil zla)

Kiedyś tam jak myślalem nad tym pytaniem co to ta Miłośc jest to doszedlem do wniosku ze:
To jest taka decyzja o stałym charakterze, która przejawia sie w zdolności oddania siebie (w każdym wymiarze) drugiej osobie (dla jej dobra).

(albo coś w tym stylu Wesoly )

Powered by phpBB Theme ACID Š 2003 par HEDONISM
© 2001 - 2005 phpBB Group